Łużna
Łużna, panorama miejscowości, 1932 rok
Mam osobiste rodzinne związki z Łużną. Moja mama pochodzi z Łużnej. Mieszkała w przysiółku Górki. Gdy mieszkaliśmy w Moszczenicy na Wiatrówkach (prawie do końca 1958 roku), to często w niedziele, czy święta lub odpusty w Łużnej, chodziliśmy pieszo do babci Zosi - najpierw trzeba było przejść drogą przez całe Wiatrówki, kolejno mijaliśmy domy naszych sąsiadów: Dygonia, Boboli, Kijka, Kutasia, Podolskiego, Tomasika, wchodziło się do lasu, i za lasem dom Stępniów, a następnie droga Łużna - Staszkówka. My w lewo w dół do wsi Łużna. Wiedziałem, że już niedaleko dom babci. Wiadomo, że małym dzieciom zaraz nogi bolą, gdy trzeba pójść pieszo. Czasem do babci szliśmy na skróty przez las Pustki, obok cmentarza wojennego, ale to raczej gdy szliśmy z tatą.
Jako dziecko bardzo lubiłem te wizyty u babci w Łużnej. Do dziś też pamiętam jak ciasno i tłoczno było na mszach odpustowych w kościele w Łużnej, bo jako dziecko stojąc wśród tłumu nic nie widziałem, było mi duszno i czekałem kiedy wreszcie będziemy wychodzić. A potem obiad u babci, i prawie zawsze obowiązkowy królik w śmietanie. Zapamiętałem również specyficzny smak domowego chleba z czarnuszką. No i zawsze pełno gości u babci - ciocie i wujkowie i z Łużnej i z Nowego Sącza. Moja mama miała dużo rodzeństwa: najstarszy wujek Franek, wujek Jasiek, ciocia Ludwika, ciocia Karolka (moja chrzestna), ciocia Hanka, ciocia Tereska, i najmłodszy wujek Staszek (ciągle czytał książki).
Po przeprowadzce mojej rodziny z Moszczenicy do Strzeszyna piechotą już nie można było dojść do babci w Łużnej, za daleko. Z komunikacją wtedy było kiepsko. Trzeba było iść na pociąg, albo na przystanek w Libuszy, albo w Zagórzanach i pociągiem jechać do Woli Łużańskiej i dopiero do Łużnej na piechotę. Potem była jeszcze opcja autobusowa, ale trzeba było dojść pieszo do skrzyżowania dróg w Zagórzanach (około 1,5 godziny) i tam czekać na autobus. A było i tak, że autobus był przepełniony i nie zatrzymywał się. Trzeba było czekać na następny nawet i 2 godziny. Tak było prawie do końca lat sześćdziesiątych. Gdy nas odwiedzała rodzina z Łużnej, czy Nowego Sącza, to oni mieli ten problem. Był jeszcze problem z informacjami. Nigdy nie wiedzieliśmy kiedy będziemy mieć gości. Nie było telefonów. Pewniakami były imieniny moich rodziców. .....
***
Zdjęcie ze strony: https://pl.wikipedia.org/wiki/Łużna
A teraz inne informacje i ciekawostki związane z Łużną
***
W XVII wieku Łużna była ośrodkiem arianizmu, który rozwijał się pod patronatem znanych szeroko Potockich – braci Polskich. Zbudowali oni zbór ariański, który był ich domem modlitwy i przestał istnieć po 1660 roku, a dziś śladem jego istnienia jest barokowy krucyfiks wiszący w kościele parafialnym.
Kościół w Łużnej świeci czerwienią cegły zmieszaną z miodem jesiennego światła nad przygaszoną zielenią i sjeną lipowych drzew. Potężny z zewnątrz, w środku maleje w oczach. - Zbudowano go na grząskim terenie i żeby stanął, skrócono go o dwa przęsła - wyjaśnia ks. dr Stanisław Kuboń, proboszcz. Poszukiwacz czczonych dawniej obrazów Matki Bożej, ks. dr Władysław Szczebak notuje, że w Łużnej znajdował się łaskami słynący obraz. Kiedy przyjechał go zobaczyć, zauważył, że ikona Maryi nie przyciąga uwagi.
- Obraz był nieproporcjonalnie wydłużony, miał jaskrawo niebieskie tło, nabite metalowymi gwiazdkami, a postać Matki Boskiej i Dzieciątka przykrywała blaszana pospolitej roboty sukienka. Wszystko to wskazywało na XIX w. pochodzenia obrazu - wspomina.
Dziś jest umieszczona w prawej nawie bocznej, w przepięknym ołtarzu w stylu manieryzmu. - Widać, że ten ołtarz, jak i drugi w lewej nawie, nie pasuje do wystroju kościoła. Tutejszy proboszcz, Załuski, został przeniesiony do Żółkwi, dziś Ukraina. Tam wybudował nowy kościół, a ołtarze boczne ze starego przekazał do Łużnej. Ludzie przywieźli je tutaj furmankami. Był to koniec XIX wieku - opowiada ks. Kuboń.
Początkowo sądzono, że są małej wartości artystycznej, ale po renowacji pokazały całe swoje piękno. I w jednym z nich znajduje się dziś obraz Matki Bożej. Niestety nie ma zachowanych dokumentów opisujących pochodzenie i historię obrazu. Nie wiadomo też, dlaczego czczono Maryję jako Matkę Boską Różańcową.
Na terenie ziemi gorlickiej kwitł swego czasu arianizm. Związany z Łużną poeta Wacław Potocki był arianinem. Niektóre kościoły zamykano, a inne, na przykład w niedalekiej Szalowej, zamieniano na zbory.
W Łużnej nigdy kościół nie był zamknięty, nie zrobiono z niego zboru. Znalazłem informację, że św. Anna była wtedy patronką grup katolików, którzy walczyli z reformacją. I być może wtedy św. Anna została patronką parafii albo została „zauważona” ze względu na obraz Matki Bożej - zastanawia się proboszcz.
W każdym razie w jednym z ołtarzy znajduje się obraz św. Anny oklejony jaskrawymi sukienkami, podobnie jak niegdyś wizerunek jej Córki. - Jest na pewno stary, ale konserwatorzy obawiali się zdjąć ozdoby, by nie zniszczyć warstwy malarskiej - dodaje ks. Kuboń. Jest jednak nadzieja, by św. Anna namalowana z Maryją i aniołem odkryła swoją tajemnicę. Ku jej czci jest w Łużnej obchodzony odpust.
Tekst (fragmenty) z: https://tarnow.gosc.pl/doc/6247155.Luzna-Kazdy-ma-Ja-w-domu
Gorlice 1915. Ta bitwa zmieniła bieg historii – fragmenty tekstu artykułu:
……Początek walk. Rozkaz generała von Mackensena nakazywał niepostrzeżone podejście pod pozycje nieprzyjaciela w okolicy Łużnej. Zastosowała się do polecenia 12. dywizja piechoty austro-węgierskiej. Za kluczową pozycję rosyjską uważano trzy wzgórza: Pustki, Wiatrówki i Staszkówkę, położone kilka kilometrów na północ od Gorlic (widoczne z drogi na Tarnów). Rosyjskie pozycje były umiejętnie ufortyfikowane. Karabiny maszynowe były dobrze ukryte, przygotowane do prowadzenia ostrzału bocznego. Takoż przygotowano pozycje strzeleckie w okopach.
Sobota, 1 maja, wieczór. Około godz. 22 artyleria rozpoczęła niszczenie rozpoznanych wcześniej pozycji rosyjskich. Pod tą osłoną saperzy zaczęli wykonywać ukrycia dla miotaczy min i karabinów maszynowych. Patrole przecinały druty kolczaste. Tak minęła noc. Nad ranem aktywność po obu stronach frontu zamarła.
W Gorlicach jeszcze nie przeczuwano, że nadchodzi apokalipsa. Ksiądz kanonik Bronisław Świeykowski, burmistrz Gorlic, zapisał w memuarach: "(...) Nad ranem około 4-tej ustało wszystko - wyjrzałem oknem, odsunąwszy nieco materac - na ulicy pełno Mochów [Rosjan - przyp. aut.]. Załamałem ręce - więc znów szturm zakończył się jak poprzednie. O godzinie 5.30 poszedłem ze Mszą Św., już przy końcu tejże przeleciało ponad miastem kilka szrapneli".
Atak. Niedziela, 2 maja. Operacja gorlicka rozpoczyna się na dobre. Oto relacja Franciszka Latinika, dowódcy 100. pułku piechoty z Cieszyna: "Po pierwszych próbnych strzałach zagrzmiało 700 paszcz armatnich, które wyrzucając stal i żelazo, przeżynające powietrze z sykiem i szumem, skowytem i gwizdem, a wbiwszy się w pozycje przeciwnika, z piekielnym hukiem cisną w górę na kilka metrów wysokości ziemię, kamienie, belki, deski, karabiny i ciała ludzkie".
Około godz. 8 do akcji wchodzą miotacze min. Wystrzeliwuje się z nich duże, ważące do 100 kilogramów ładunki wybuchowe na niewielką (do 1000 metrów) odległość. W tym samym czasie samoloty niemieckie i austriackie przeprowadzają atak z powietrza na zapleczu rosyjskim, próbując sparaliżować komunikację i odciąć pierwszą linię rosyjską od uzupełnień. Ostrzał i bombardowanie pierwszej linii trwają do godz. 10. Następnie zgodnie z planem artyleria przenosi ostrzał w głąb pozycji rosyjskich. W końcu powietrze przecina przeraźliwy trel gwizdków - to z okopów wychodzi szturm na rosyjskie pozycje. Atak prowadzony jest na całym froncie 11. armii, pomiędzy Ropicą Ruską a Rzepiennikiem Strzyżewskim. …..
Walka o wzgórze Pustki. Na kluczowej pozycji na wzgórzu Pustki walczy dywizja krakowska - pułki z Wadowic, Tarnowa, Nowego Sącza, Żywca i Cieszyna. Twardzi górale beskidzcy. Mają z carem osobiste porachunki. Jednym z bohaterów bitwy jest komendant artylerii wspierającej atak - generał Tadeusz Jordan-Rozwadowski, jeden z najzdolniejszych oficerów polskiego pochodzenia w armii austriackiej. W umiejętny sposób kieruje ogniem, reagując czujnie na zmieniające się położenie piechoty. Tak to potem relacjonował: "Tymczasem same okopy rosyjskie [na wzgórzu Pustki - przyp. aut], stojące ciągle pod precyzyjnym ogniem 15 cm. haubic austriackich milczał; żaden Rosjanin nie ważył się z nich wychylić. Cały stok wzgórza był okryty takim dymem, że rosyjska artyleria, względnie jej obserwatorzy, w żaden sposób nie mogli ani dojrzeć atakującej piechoty, ani na nią ognia skierować. Tuż przed wdarciem się piechoty austriackiej do nieprzyjacielskich okopów kazał gen. Rozwadowski najpierw przełożyć ogień 21 cm. niemieckich moździerzy, jako mniej precyzyjny i dla atakującej piechoty także z powodu działania odłamków niebezpieczny, o 400 metrów dalej w głąb za pierwszą linią, podczas gdy 15 cm. haubice do ostatniej chwili prażyły granatami okopy i dopiero w chwili wdarcia się piechoty do nich, przełożyły ogień o 100 metrów dalej i w dalszym ciągu towarzyszyły posuwającej się tyralierce, wyprzedzając ją ciągle o tę odległość".
Dzięki dobremu rozplanowaniu ostrzału artyleryjskiego pułki 56. i 100. weszły w kontakt ze zdemoralizowanym nieprzyjacielem. Relacja generała Latinika: "56. pp i główna uderzeniowa grupa 100. pp (...) zajęły w pierwszym impecie okopy położone poniżej lasu góry Pustki, w których zostający przy życiu Rosjanie poddali się bez oporu. Lecz w dalszym ciągu ataku, przy wejściu do lasu, trafiono na rowy strzeleckie dla artylerii niewidoczne, z dość liczną obsadą. Wywiązała się więc zażarta walka na bagnety, połączona z wielkimi stratami po obu stronach". …..
Obok kompanii setnego pułku nacierają na bagnety pododdziały 20. pułku z Nowego Sącza, który tworzy front z 81. niemiecką dywizją rezerwową. Mimo straszliwych strat ppłk Pittl z cieszyńskiego pułku piechoty posyła meldunek, że wzgórze Pustki 449 zostało zdobyte przez kompanie 56. i 100. pułków piechoty, a nieprzyjaciel zdemoralizowany i ogłuszony huraganowym ostrzałem armatnim, uchodzi na Wschód. Latinik: "Wszystkie oddziały obu pułków były pomieszane i poprzerzucane a to wskutek trudnych warunków ataku, prowadzonego na silnie przeciętym i miejscami gęsto zalesionym terenie". …..
Tymczasem 39. dywizja brnie dalej pod gęstym ostrzałem rosyjskich maximów i coltów. Serie pocisków kroją ciała w siwych mundurach, ranni i zabici kładą się pokotem wśród świeżej trawy. Przygwożdżone ogniem pułki węgierskie zatrzymują się w miejscu. Ani w tył, ani w przód. Dopiero pomoc pruskiej gwardii i Polaków z 12. dywizji krakowskiej dodaje Węgrom skrzydeł. 57. pułku piechoty szturmuje Las Kamieniecki, zaś 3. morawski pułk piechoty arc. ks. Karola z Kromieryżu rozwija się jak na paradzie w natarciu na Wiatrówki.
….. Rosjanie, którym front rozbili krakowiacy, w końcu muszą ustąpić. Korpus gwardii osiąga cele: wzgórza 437, 382, 385 i 405. Zajęta zostaje wieś Staszkówka. Gwardia zajmuje do godz. 18 Rzepiennik Biskupi i otaczające wieś wzgórza. Do kwatery głównej w Nowym Sączu przychodzi telegrafem szyfrowany meldunek od ppłk. Ludwiga Pittla z 100. pułku piechoty: "Wiatrówki i Staszkówka wzięte". Obsadzono północną część Moszczenicy. ………
Poniżej w galerii zdjęcia z tych walk ze strony: https://krakow.wyborcza.pl/krakow/7,35825,17811622,gorlice-1915-ta-bitwa-zmienila-bieg-historii-przewodnik.html?disableRedirects=true
Nasza Historia. 100 lat temu pod Gorlicami rozgorzała jedna z największych bitew I wojny światowej. Niżej fragment artykułu i zdjęcia z z tej bitwy:
„Szósta! Wystrzał 120-milimetrowego działa na wzgórzu (…) stanowi sygnał, na który wszystkie baterie, od armat polowych po ciężkie moździerze, otwierają ogień na pozycje rosyjskie. Rozlega się grzmot i huk, trzask i jęk, gdy 700 dział miota w powietrze syczący grad żelaza i stali. Pociski wybuchają na ziemi, wznosząc grudy ziemi, odłamki drewna i inne szczątki na wiele metrów w powietrze” - wspominał burzę ogniową w słoneczny niedzielny poranek 2 maja 1915 r. niemiecki gen. Hermann von François. Po czterech godzinach ogniowej nawałnicy jego żołnierze zaatakowali pozycje Rosjan pod Gorlicami i zmienili bieg wojny na wschodzie. - https://dziennikpolski24.pl/nasza-historia-100-lat-temu-pod-gorlicami-rozgorzala-jedna-z-najwiekszych-bitew-i-wojny-swiatowej/ar/3844323
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Niżej w galerii zdjęcia z tej batalii:
* Wspomnienia Frantiska Mikulaska, sapera z frontu pod Gorlicami -
http://www.z-pogranicza.pl/2014/10/wspomnienia-sapera-z-frontu-pod.html :
30 kwietnia przed południem odpoczywaliśmy. Po południu dali nam amunicję, żelazną rację żywnościową i posłali na front. Wszędzie było widać ruch i gorączkowe przygotowania. Koło gościńca Węgrzy ustawiali trzydziestki piątki, kilkaset kroków w kierunku linii frontu Niemcy mocowali działa dalekosiężne i okrętowe, za stromym zboczem kończono prace saperskie przy baterii ciężkich moździerzy, nad potokiem sanitariusze instalowali punkt opatrunkowy, z wielkim namiotem, tuż za frontem rysowały się szeregi działek polowych, tworząc żelazny łańcuch, który zwierał okopy piechoty. Spoglądaliśmy ponuro na te wielkie przygotowania do bitwy. Starzy żołnierze też byli zdziwieni i mówili, ,ze tyle artylerii naraz dotychczas nie widzieli.
Wieczorem drążyliśmy okopy koło Łużnej, w bezpośrednim sąsiedztwie linii rosyjskich. Granaty i szrapnele zmuszały nas do pośpiechu, kulki karabinów maszynowych gwizdały koło uszu, a z okopów rosyjskich słychać było wyraźnie: „ Rota pli!”. Rosjanie strzelali salwami.
Nad ranem przyszedł rozkaz, żebyśmy się wycofali do okopów rezerwowych. Czołgaliśmy się wzdłuż potoku, porośniętego wierzbiną. Oba fronty drzemały, zmęczone. Tylko tu i tam padał strzał z karabinu albo rozległ , jęk, który przypominał, że miniona noc nie była tak spokojna, jak poranek 1 maja 1915.
Wkrótce po świcie zaczęła „pracować” artyleria. Waliła pod Gorlicami, na przyległych górach karpackich i nad Dunajcem (Autor prawdopodobnie ma na myśli rzekę Biała- przyp. Tłum.) Z rosyjskich okopów wydobywały się ogromne, szarobrązowe słupy dymu, kurzu i ziemi. Działka polowe szczekały, dalekosiężne pociski ostro przecinały powietrze, wszystko huczało, bębniło, jęczało i z ogromnym łomotem padało tam, gdzie niemieccy i austriaccy obserwatorzy lokalizowali rosyjskie tyły, baterie i punkty dowodzenia. Góra nad Łużną cała była w ogniu i trzęsła się pod uderzeniami ogromnych pocisków z trzydziestek piątek.
Szalona kanonada trwała cały dzień i całą noc. 2 maja strzelanie artyleryjskie zmieniło się w prawdziwy obłęd. To już nie były pojedyncze odgłosy, lecz jeden dziki, ogłuszający łomot. A to co widzieliśmy przed sobą, nie było ziemią, ale morzem kraterów, z których wystrzelał ogień, dym, fruwały kęsy wyrwanej ziemi i kawały śmiercionośnego żelaza. A przez sam środek tego piekła gnały co chwila roje żołnierzy i okopywały się tuż pod rosyjskimi zasiekami z drutu kolczastego.
Koło południa artyleria zamilkła. Huczące piekło znów nabrało wyglądu ziemi, na którą dobrotliwie świeciło majowe słońce. Ale gdy tylko przebrzmiał ostatni wystrzał z moździerza, rozwrzeszczała się trąbka, za nią druga, trzecia, dziesiąta. Przed rosyjskimi okopami wynurzyły się opętane, zdziczałe postacie piekielników i rzuciły się na Rosjan. Tylko słaby ogień stał im na zawadzie. Tylko z kilku stron rosyjskiego frontu zagrzechotały karabiny maszynowe. Dzikie „Hura!” przeszyło powietrze. Wojsko niemieckie i austriackie przerwało rosyjskie zasieki i niemal bez walki zajęło pierwsze okopy, a właściwie tylko ruiny, w których jęczeli i umierali ranni.
Szalony bój piechoty rozpętał się dopiero przy drugiej linii rosyjskiej. Tam Rosjanie bronili się szaleńczo. Ale nie obronili się! Ich karabiny milkły, strzelanina słabła, niebawem pojawiły się długie szeregi wziętych do niewoli Rosjan, wlokących się na tyły niemieckie.
Znowu rozpoczęła się kanonada, lecz tym razem ogień skierowano jak najdalej, aby siał zamęt wśród pierzchających rosyjskich oddziałów zaopatrzenia, rozbijał uciekające baterie i piechotę. Za wycofującą się armią ruszyła galopem lekka artyleria, po drogach i bezdrożach cwałowały szwadrony huzarów i ułanów, tuż za nimi jechały oddziały rowerzystów, gnały naprzód wozy z amunicją i wozy Czerwonego Krzyża.
Front rosyjski został przełamany! Nad Gorlicami biły w niebo ogromne słupy dymu. Płonęły resztki miasta i wszystkie szyby naftowe. Od Dunajca aż do źródeł Ropy, wysoko w Karpatach, wszystko stało w płomieniach.
Pod wieczór artyleria znowu umilkła. Baterie ruszyły naprzód. Na drogach za frontem pojawiły się nieskończone sznury wozów i aut ciężarowych, do przodu przedzierały się auta osobowe i bryczki, cwałowali eleganccy kurierzy na pięknych jeździeckich koniach, migały szare czapki oficerów sztabowych, czerwone pasy generałów i połyskujące hełmy Niemców. Zwycięska generalicja austriacka i niemiecka spieszyła popatrzeć na swoje dzieło!
Po jednej stronie gościńca kuśtykali ranni, po drugiej wynędzniali Rosjanie szli do niewoli. A węgierscy i austriaccy żołnierze z taborów szczekali na nich, jak psy na uwiązane byki. Ba, nawet niektórzy „ bohaterowie” podbiegali do jeńców, kopali ich, bili po twarzy. Zapewniali sobie w ten sposób udział we wspaniałym zwycięstwie wojsk austriackich i niemieckich pod Gorlicami.
Trzeciego maja 1915 roku pod Gorlicami nastała prawdziwa wędrówka ludów. Po drogach i ścieżkach waliło wojsko, na gościńcach hurkotały działa, wozy z amunicją, oddziały zaopatrzenia, miotacze min, wozy z pontonami, auta ciężarowe z zapasami, auta sztabowe i bryczki wyższych oficerów. Wzdłuż gościńców cwałowała kawaleria, gnano stada bydła. Pod prąd z trudnością torowały sobie drogę wozy Czerwonego Krzyża, transporty lekko rannych i wielkie masy Rosjan, wziętych do niewoli. W przyzwoitej odległości od dróg grupki ludności cywilnej ciężko szły do swych zniszczonych wsi. W prawo, w lewo, z przodu, z tyłu płonęły ogromne pożary, a w niebo bił szary dym. Płonęły miasta, wsie, stacje kolejowe, kościoły, mosty, fabryki i nędzne samotne zagrody wysoko w górach. Rosjanie wycofując się niszczyli wszystko, co mogłoby usprawnić pochód zwycięskich wojsk. Ale wytrwały hałas rosyjskich kulomiotów świadczył o tym, że wciąż jeszcze się bronią i ustępują krok za krokiem.
Przeszliśmy przez kilka wypalonych wsi, aż dotarliśmy do rozbitego Biecza. Z okien patrzyli na nas wystraszonym wzrokiem miejscowi. Próbowaliśmy kupić od nich coś do jedzenia. Każdy wzruszał tylko ramionami i odpowiadał ze źle tajoną goryczą: „Ni ma! Zabrali Rusy, Węgry, Germany i nasi!”
Poniżej 2 zdjęcia ze strony: http://www.widokowki.gorlice.pl/index.php?cat=gallery&catId=19
* Łużna . Widok na górę Pustki w dniu 2 maja 1915 roku. Pocztówka fotograficzna w kolorze jasno szarym. Wydanie ok 1915 roku . Wydawca : Julius Kittl –Ostrau.
* Łużna . Okopy i widok na kościół. Pocztówka fotograficzna w kolorze jasno szarym. Wydanie ok 1915 roku . Brak nakładcy i wydawcy.
Artykuł "Łużna była wsią bohaterów, ale też niepokornych buntowników", Andrzej Ćmiech
Na początku artykułu zamieszczono zdjęcie ze zbiorów Michała Kalisza zatytułowane - Żołnierz niemiecki wypoczywający w Łużnej podczas kampanii wrześniowej , 8 wrzesień 1939 roku. Zdjęcie niżej:
Oto ten artykuł z Gazety Krakowskiej: (https://gazetakrakowska.pl/luzna-byla-wsia-bohaterow-ale-tez-niepokornych-buntownikow/ar/12526790)
***
Najbardziej znanym mieszkańcem, a zarazem właścicielem wsi był poeta Wacław Potocki. Mieszkańców Łużnej nie oszczędziła I wojna. W czasie walk w kilka dni stracili cały dobytek.
Wnet widać już kmieci czterema końmi z wozami po zboże zrabować się mające jadących, wnet hersztów przewodniczących krzyki słychać, wybicia okien, łoskoty, wnet rżenie koni, ryk bydła i baranów bek, wnet widać niosących zboże, dźwigających barany, prowadzących bydło, konie, świnie, dzieci nawet dźwigały baranki młody, wełnę, lub sprzęty domowe - opisywał czas rabacji w Łużnej ówczesny jej proboszcz ks. Antoni Załuski. - Łużniak nazwiskiem Pęcak, przebrał się w futro z Siedlisk zrabowane, palił na długim cybuchu fajkę i jeździł po wsi fornalką pańską z furmanem w liberii - czytamy dalej.
Potoccy chlubą wsi. Potoccy weszli w posiadanie Łużnej w 1599 r. Wtedy to Jan, będący w latach 1595-1598 podstarościm bieckim, kupił od Samuela Branickiego wieś zwaną już wówczas ,,luterka”. Następnym właścicielem Łużnej był jego syn Adam, który żonaty z Zofią Przypkowską. Miał trzech synów, z których Jan był najstarszy, średni Jerzy, a najmłodszy Wacław. Po śmierci ojca w wyniku spadku właścicielem Łużnej i wsi ruskich: Łosie i Leszczyny został Wacław Potocki.
Począwszy od końca XVI w. rodzina była związana z ruchem reformacyjnym. Dziad Wacława, Jan był kalwinem. Natomiast ojciec Adam związał się z arianami, zapewne za sprawą swojej żony. Nie byli jednak fanatykami. Tolerancja ich była tak duża, że zarówno ich poddani, jak i ich ekonomowie byli katolikami. Nikogo nie zmuszali do zmiany wyznania. Co więcej, utrzymywali oprócz zboru ariańskiego również kościół katolicki w Łużnej. Konfesja ariańska nie przeszkadzała też najstarszemu z braci Janowi poświęcić się całkowicie służbie wojskowej i służyć Rzeczypospolitej przez trzydzieści lat, głównie jako rotmistrz powiatu bieckiego.
Obok niego w ramach pospolitego ruszenia stawali w potrzebie pozostali Potoccy: bracia Jerzy i Wacław, którzy brali udział w kampanii beresteckiej w 1651 r. i w walce ze Szwedami oraz wojskami księcia siedmiogrodzkiego Rakoczego II w latach 1655-1657. W potrzebie stawali też synowie Wacława: Stefan i Jerzy, którzy zginęli, broniąc polskich granic.
Jednak dla potomnych najważniejszą rzeczą jest twórczość literacka Wacława Potockiego, która została napisana w Łużnej. Szczególnie ta, która znajduje się w zbiorze wierszy ,,Ogród, ale nie plewiony...”. Zbiór około dwóch tysięcy wierszy jest najcenniejszym dokumentem historyczno-obyczajowym tamtych lat.
Niebezpieczna twórczość. Pisanie wierszy przez właściciela Łużnej nie zawsze było bezpieczne. W 1666 r. podczas trwającego rokoszu Lubomirskiego Wacław Potocki napisał wiersz ,,Na szczęśliwy ze Śląska powrót. Jerzego hrabi na Wiśniczu i Jarosławiu Lubomirskiego”, w którym wzywał do obalenia władzy państwowej i detronizacji króla. Wystąpienie to szybko w odpisach zaczęło krążyć po Polsce. Dotarło również na dwór królewski. Na reakcje z jego strony nie trzeba było długo czekać.
Już w dwa miesiące po jego napisaniu dwór w Łużnej padł ofiarą brutalnej napaści. Pacyfikacji dokonała chorągiew wołoska. Najazd na dwór w Łużnej zdziczałych żołnierzy rotmistrza Piwo był wyjątkowo barbarzyński. Zdewastowano, zniszczono i ograbiono dwór oraz rozkradziono inwentarz żywy, a wieś spalono. Pięciu ludzi Wacława Potockiego zostało zabitych, a wielu poranionych. Samego poetę żołnierze ,,pojmali, różnymi kontemptami karmili, despektowali, do niego strzelali i jaką mogli tyranie nad nim odprawowali” - zapisano w księdze grodzkiej bieckiej.
W chłopach siła. Znaczącym wydarzeniem w historii wsi był 22 lutego 1846 r. Tego dnia, po splądrowaniu Bobowej, Łużną naszli chłopi uzbrojeni we flinty, pałki, cepy, kosy, drągi. Do nich dołączyli chłopi łużniańscy i skierowali się do dworu Tadeusza Skrzyńskiego, gdzie rabowali co się dało. Po opustoszeniu spichlerzy chciano nawet podpalić opuszczony przez mieszkańców dwór, którego mieszkańcy schronili się przed chłopami na plebanii.
Jednak wskutek napływających wiadomości, że i na plebanię chłopi przyjdą i ,,będą rżnąć panów” zebrana szlachta uciekła do leśniczego Wawrzyńca Salwy, mieszkającego w lesie przy granicy z Moszczenicą. Niestety jeszcze tej samej nocy chłopi łużniańscy pod przywództwem Jana Tarsy pochwycili zebraną tam szlachtę. Zbitych i powiązanych ,,panów” uwięzili w karczmie. Nie pomógł nawet autorytet księdza, który osobiście interweniował w celu uwolnienia szlachty i urzędników dworskich i zostali oni odstawieni do cyrkułu w Jaśle i uwięzieni.
Opamiętanie przyszło w przededniu świąt Wielkanocnych. Wtedy ,,cała gromada łużniańska udała się do dworu Skrzyńskich z prośbą o darowanie winy. - Błagamy o darowanie tego, cośmy popsuli - pisano w petycji do dworu - prosimy o najłaskawsze oświadczenie Wielmożnych Państwa(...) gdyż chcemy godnie przystąpić do wielkanocnej spowiedzi. Przeprosiny zostały przyjęte pod warunkiem powrotu chłopów do swych obowiązków.
Gaj bohaterów. Mieszkańcy Łużnej przeszli piekło podczas I wojny światowej, kiedy front przebiegał między domami, a oni żyli przez szereg miesięcy pod ciągłym ogniem artylerii. 2 maja 1915 r. przeszli piekło, tracąc swe domy, dobytek, a wielu przypadkach rodzinę i bliskich podczas bitwy o górę Pustki, którą powszechnie uważano za klucz pozycji obronnych Rosjan w rejonie Gorlic. Polegli znaleźli wieczny spoczynek na cmentarzu na stoku wzgórza Pustki. Zaprojektowany on został przez Jana Szczepkowskiego, jako ,,gaj bohaterów“.
Kryptonim Burak. Bohaterską kartę w historii wsi zapisali mieszkańcy Łużnej podczas II wojny światowej. Ruch oporu powstał tu już na wiosnę 1940 r. Jego twórcą i komendantem był Paweł Bielakiewicz, były sierżant 1 Pułku Strzelców Podhalańskich w Nowym Sączu. Placówka działała do 11 września 1941 r. kiedy to nastąpiły aresztowania czołowego aktywu: Bielakiewicza, Rzący, Kalisza i ks. Władysława Olearczyka, których nazwiska zostały ujawnione przez wcześniej aresztowanych konspiratorów.
Drugi etap podziemia w Łużnej rozpoczął się jesienią 1942 r. Organizatorem był wysiedlony z Poznania matematyk Feliks Nowak ps. ,,Śmiały”. Placówka ta przyjęła kryptonim ,,Burak”. Wsławiła się ona wieloma akcjami dywersyjnymi, z których do historii przeszła ta, związana z dezercją żołnierzy niemieckich. Pod koniec lipca 1944 r. w Łużnej zakwaterowała kompania Wehrmachtu. Żołnierzy rozlokowano po domach. Do członka Ruchu Oporu Władysława Ziemby trafiło dwóch: Polak ze Śląska - Konopacki i Rumun Matyfi. Kiedy z rozmów wynikło, że nie mają ochoty do dalszej wojaczki.
Zięba zaproponował im przejście w szeregi partyzantów. Żołnierze wyrazili zgodę. Niestety Niemcy urządzili wielką obławę w poszukiwaniu dezerterów. W czasie poszukiwań doszło do wymiany ognia. Obydwaj zostali ranni i aresztowani. Więcej szczęścia miał Matyfi, który został ranny w nogę. Oddany na leczenie do gorlickiego szpitala został wykradziony przez oddział AK i ukryty, aż do czasów wypędzenia Niemców z powiatu. Po wojnie ożenił się z Polką i zamieszkał w Klęczanach. Mniej szczęścia miał Polak Konopacki, którego rozstrzelano.
Jak podają źródła historyczne w przededniu opuszczenia ziemi gorlickiej przez wojska niemieckie, Łużna za opór w oddawaniu kontyngentów miała zostać spacyfikowana, a 18-tu osobom Ruchu Oporu zaangażowanych w tę akcję groziło aresztowanie i śmierć. Mimo tego szczęścia w okresie II wojny światowej zginęło z Łużnej 85 osób, w tym 35 Żydów straconych w obozach masowej zagłady.